><><><><><><><><><><><><><><><><><
Jak każdy pewnie już zauważył, obecny, zeuropeizowany świat działa na paru podstawowych moralnych zasadach. Po pierwsze nikogo nie zabijamy. Po drugie kochamy zwierzęta i przyrodę. Po trzecie mamy wolność słowa. Po czwarte szanujemy wolność drugiego człowieka. Po piąte rozumiemy odmienność innych ludzi. Po szóste JESTEŚMY TOLERANCYJNI. Coś jeszcze? A no tak, mniejszości mają większe prawa i mogą nie przestrzegać żadnej z powyższych zasad. Chwila, co?
Możliwe, że narażam się na ryzyko podając takie stwierdzenie (MERKEL- ALWAYS ON, ALWAYS WATCHING) ale to nie jedyna rzecz, za którą z chęcią wrzuciliby mnie do więzienia. Ale lepiej pomińmy ten temat. Wracając, w społeczeństwie europejskim (w tym także teoretycznie polskim, jednak wolałbym abyśmy rozpatrywali raczej inne kraje Europy) wszelkie przejawy nietolerancji zmian są postrzegane jako najgorsze z najgorszych i porównywane do mordowania dzieci. Lub nawet małych kotków. W każdym razie, bycie publicznie naprzeciw mniejszościom takim jak zawsze spokojnym i szanującym zdanie innych weganom, szanownym homoseksualistom, biednym i pracowitym afroamerykaninom oraz życzliwym uchodźcom, czy praworządnym feministkom kończy się dyshonorem całej rodziny i obsmarowaniem na łamach gazet i niemiłymi komentarzami przeczytanymi przez uśmiechniętą Panią lub Pana z ekraniku w porannych wiadomościach BBC World News, aby każdy na świecie mógł z niezadowoleniem cmoknąć ustami i powiedzieć parę kolejnych obelżywych słów w waszym kierunku, mieszając wasze zdanie z błotem. Innymisłowy, żyjemy w erze, gdzie własne zdanie może mieć ten, kto go nie ma. Znaczy, może je ogólnie posiadać, nie zrozumcie mnie źle. Ale jeśli tylko należy do którejś ze stron. Lub nie powie go na głos.
Przykładowa sytuacja; wyobraźcie sobie takiego... Dajmy to na przykład Adama. Adam ma kolegę- Stanisława. Stanisław jest bardzo nudną osobą, nie ma żadnych pasji, żadnego zdania, niczego. Adam za to jest dosyć głośną osobą i ma żonę. I to nim się zajmiemy. Wszyscy mieszkają we Francji. Stanisław regularnie zaprasza Adama do pubu w soboty. Żona Adama raz powiedziała przypadkowo o tym swoim koleżankom z pracy oraz że wolałaby, aby wracał szybciej do domu. W sobotę przed spotkaniem Adam wesoło idąc na jego miejsce został pobity przez tabun zamaskowanych kobiet (jedną nawet z różowym kijem)*, krzyczących hasła na temat picia i zaniedbywania żon. Stachu zawiózł go spowrotem do domu. Adam i jego żona zgłaszają to na policję. Tydzień później Adam czyta w gazecie o "Niemoralnym pijaku, który pobił kobiety próbujące chronić przed nim jego żonę". Wygląda przez okno, a jego samochód jest zniszczony, a ktoś namalował na nim sporo obraźliwych słów. Adam płacze. Jego żona płacze. Stanisław zresztą też płacze. Ze śmiechu.
Może sytuacja przesadzona, ale sądzę, że dobrze obrazuje omawiany problem. Podobnie oczywiście dzieje się z innymi rzeczami. Największym paradoksem jest, gdy afroamerykańskoskóra (kolor ciemniejszy od brązowego) feministka toczy zacięty spór nawzajem wyzywając się z homoseksualistycznym weganinem. Zastanawia mnie, jakby na to zareagowały gazety i społeczeństwo? A jak rząd? A gdyby spór był tak poważny, że skończyłby się dopiero na czyjejś śmierci? Przecież nie można zamknąć żadnego z nich za wyrażanie swoich poglądów głośno. Przecież byłoby to nietolerancyjne.
Jak każdy pewnie już zauważył, obecny, zeuropeizowany świat działa na paru podstawowych moralnych zasadach. Po pierwsze nikogo nie zabijamy. Po drugie kochamy zwierzęta i przyrodę. Po trzecie mamy wolność słowa. Po czwarte szanujemy wolność drugiego człowieka. Po piąte rozumiemy odmienność innych ludzi. Po szóste JESTEŚMY TOLERANCYJNI. Coś jeszcze? A no tak, mniejszości mają większe prawa i mogą nie przestrzegać żadnej z powyższych zasad. Chwila, co?
Możliwe, że narażam się na ryzyko podając takie stwierdzenie (MERKEL- ALWAYS ON, ALWAYS WATCHING) ale to nie jedyna rzecz, za którą z chęcią wrzuciliby mnie do więzienia. Ale lepiej pomińmy ten temat. Wracając, w społeczeństwie europejskim (w tym także teoretycznie polskim, jednak wolałbym abyśmy rozpatrywali raczej inne kraje Europy) wszelkie przejawy nietolerancji zmian są postrzegane jako najgorsze z najgorszych i porównywane do mordowania dzieci. Lub nawet małych kotków. W każdym razie, bycie publicznie naprzeciw mniejszościom takim jak zawsze spokojnym i szanującym zdanie innych weganom, szanownym homoseksualistom, biednym i pracowitym afroamerykaninom oraz życzliwym uchodźcom, czy praworządnym feministkom kończy się dyshonorem całej rodziny i obsmarowaniem na łamach gazet i niemiłymi komentarzami przeczytanymi przez uśmiechniętą Panią lub Pana z ekraniku w porannych wiadomościach BBC World News, aby każdy na świecie mógł z niezadowoleniem cmoknąć ustami i powiedzieć parę kolejnych obelżywych słów w waszym kierunku, mieszając wasze zdanie z błotem. Innymisłowy, żyjemy w erze, gdzie własne zdanie może mieć ten, kto go nie ma. Znaczy, może je ogólnie posiadać, nie zrozumcie mnie źle. Ale jeśli tylko należy do którejś ze stron. Lub nie powie go na głos.
Przykładowa sytuacja; wyobraźcie sobie takiego... Dajmy to na przykład Adama. Adam ma kolegę- Stanisława. Stanisław jest bardzo nudną osobą, nie ma żadnych pasji, żadnego zdania, niczego. Adam za to jest dosyć głośną osobą i ma żonę. I to nim się zajmiemy. Wszyscy mieszkają we Francji. Stanisław regularnie zaprasza Adama do pubu w soboty. Żona Adama raz powiedziała przypadkowo o tym swoim koleżankom z pracy oraz że wolałaby, aby wracał szybciej do domu. W sobotę przed spotkaniem Adam wesoło idąc na jego miejsce został pobity przez tabun zamaskowanych kobiet (jedną nawet z różowym kijem)*, krzyczących hasła na temat picia i zaniedbywania żon. Stachu zawiózł go spowrotem do domu. Adam i jego żona zgłaszają to na policję. Tydzień później Adam czyta w gazecie o "Niemoralnym pijaku, który pobił kobiety próbujące chronić przed nim jego żonę". Wygląda przez okno, a jego samochód jest zniszczony, a ktoś namalował na nim sporo obraźliwych słów. Adam płacze. Jego żona płacze. Stanisław zresztą też płacze. Ze śmiechu.
Może sytuacja przesadzona, ale sądzę, że dobrze obrazuje omawiany problem. Podobnie oczywiście dzieje się z innymi rzeczami. Największym paradoksem jest, gdy afroamerykańskoskóra (kolor ciemniejszy od brązowego) feministka toczy zacięty spór nawzajem wyzywając się z homoseksualistycznym weganinem. Zastanawia mnie, jakby na to zareagowały gazety i społeczeństwo? A jak rząd? A gdyby spór był tak poważny, że skończyłby się dopiero na czyjejś śmierci? Przecież nie można zamknąć żadnego z nich za wyrażanie swoich poglądów głośno. Przecież byłoby to nietolerancyjne.
><><><><><><><><><><><><><><><><><
Taki króciutki. Mógłbym pisać dłużej, ale szczerze to nie wiem, czy byłby tego sens~> kolejny post tym razem bedzie w piątek/sobotę na 100% ;-)
Taki króciutki. Mógłbym pisać dłużej, ale szczerze to nie wiem, czy byłby tego sens~> kolejny post tym razem bedzie w piątek/sobotę na 100% ;-)
Sayõnara!
*Leciał TEN odcinek Rancza i tak jakoś nie mogłem się powstrzymać aby tego nie umieścić
pierwsza!!!!111one
OdpowiedzUsuńnie no, tekst quality