Mini wyszukiwarka:

sobota, 25 sierpnia 2018

3. A gdyby tak Ziemia była sześcianem foremnym...



>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<
Przez wieki ludzie zastanawiali się nad sensem świata. Od tysiącleci fascynowali się wszystkim, co ich otacza, próbując zrozumieć każdy, nawet najmniejszy aspekt. Nie potrafiąc niektórych wyjaśnić lub udowodnić, swoje spojrzenia kierowali w stronę ponadbytów, tworząc religie, kulty, wierzenia lub.... Teorie. Mistrzami owych byli zazwyczaj wielcy uczeni, zaczynając od starożytnych Egipcjan, przechodząc przez Pitagorasa, potem Newtona i Einsteina, itd. . Pomijając fakt, że wszyscy mieli trochę nie tak z głową, aż zadziwiające jest jakim cudem wpadli na pewne koncepty. Co prawda wiele z nich było za sprawą przypadku- szczęścia, ale i tak nikogo to ostatecznie nie obchodziło i nie obchodzi. Mamy nową teorię, zamiast się skupiać na narzekaniu na szczęście rywala, lepiej po sąsiedzku szukać wszelkich sposobów aby udupić go i jego teorię. A w starszych czasach najlepiej sprawdzić, czy podoba się władzy (lub religii). Albo zwyczajnie spróbować ją ukraść. Nie ma to jak radość z odkrycia i możliwości lepszego badania świata...
Z czasem teorie mogą się przekształcić w Zasady- dzieje się to oczywiście wtedy, gdy daną teorię będziemy potrafili doświadczalnie udowodnić. I tutaj zaczyna się główny wątek całego felietonu- teoretyzowanie udowodnionego. Innymisłowy, spiskowanie. Przytoczmy kilka najbardziej znanych teorii spiskowych (bądź też najgłupszych):
- szczepienia powodują choroby i różne inne uszkodzenia np. autyzm
- kosmici stworzyli cywilizacje/bogowie z wierzeń politeistycznych  byli kosmitami/Jezus był kosmitą etc.
- kosmici się z nami kontaktują od bardzo dawna/są na Ziemi
- istnieje grupa kontrolująca świat- Illuminati/świat kontrolują Reptilianie
- atak 9/11 na WTC był sfingowany
- Ziemia jest płaska
Zaczynając od pierwszego- antyszczepionkowców. Po wynalezieniu szczepionki śmiertelność drastycznie się obniżyła, a osoby zaszczepione zdecydowanie rzadziej łapią choroby, a nawet jak to zazwyczaj przechodzą je łagodniej. To nie teoria, to zasada. Więc trzeba ją podważyć! Trzeba jakoś dokopać innym udawadniając swoją rację, nawet jeśli ona nie istnieje. Sensowne argumenty teorii: ludzie chorują nawet po szczepieniach, rząd kłamie.
Dalej, czyli kosmici. Cywilizacje pozaziemskie zawsze interesowały i siały niepokój w ludzkich sercach, nie dziwne więc, że powstaje na ten temat tyle teorii. A że nie potrafimy udowodnić zbyt wiele z czasów p.n.e. jest to ich świetnym motorem napędowym. Nawet jeśli jest to mniej prawdopodobne od oryginalnej wersji, chociaż nie zawsze- powołując się na Stonehenge czy same piramidy. Ale ocenianie tego już nie leży w moich kompetencjach (jakbym oczywiście jakieś miał), więc pominę wszystko związane z kosmitami.
Illuminati i Reptilianie. Pierwsi z nich początkowo byli tylko realnie istniejącą, tajną (znaczy, teraz trochę mniej tajną) organizacją - zakonem o iście oświeceniowych ideach i najczystszej formy anar...demokracji. Z czasem powstawało więcej "illuminatów", ale to już powody chwytliwej, prostej i znaczeniowo dobrej nazwy. Illuminaci z teori spiskowych to już inna para kaloszy, bardzo podobna, a niekiedy łączona z teorią o Reptilianach. A to wszystko znowu opiera się na założeniu, że wszyscy (a może wszystko?) kłamie. A wszystko to robią ludzie, którzy mają bardzo nudne ży- *ekhem*- silne poczucie sprawiedliwości. Bo w ostateczności to kogo to kurna obchodzi. Narzekasz, żyjesz, jesz, zarabiasz, narzekasz, śpisz, bawisz się, narzekasz i tak dalej, raczej nikomu się nie chce dochodzić do tego, czy to prawda czy nie. Bo nawet jak, to jedyne co bedzie można wtedy zrobić, to ładnie się uśmiechnąć i po raz kolejny o 7 rano posmarować masłem stół zamiast kanapki. Nie żebym coś na ten temat wiedział, to tylko taki przykład 😅.
Atak na WTC. Nagrania się nie zgadzają godzinowo. W paru kreskówkach zostało to rzekomo "przepowiedziane". Koniec teorii.
I płaskoziemcy... Gdyby opancerzone w hitynę, skorupiakowe stworzenia wodne wyszły na ląd i zaczęły półsamodzielnie myśleć, to jestem pewien, że przyłączyłyby się do zwolenników tej teori. Tak samo, gdyby to były złośliwe nowotwory z możliwością przerzutów na inne organy. Zastanawia mnie za to, co by się stało w drugą stronę- w co zamieniliby się ci ludzie. Przecież istnieją granice raka, prawda?
Zacznę od tego, że każdy kolejny argument tej teorii jest podważaniem podstawowych zasad. Nie bazuje to na niczym, co nie zostało już sprawdzone czy udowonione- a nawet więcej- cofa się do czasów sprzed biednego Kopernika i Galileusza, którzy już za życia musieli zaprzeczać samym sobie, aby zwolennicy płaskiej Ziemii (wtedy głównie Kościoła) przypadkowo nie trafili nożem w ich serce. Albo wrzucili na "ognisko". Lata dowodów na ten temat, podróże kosmiczne, satelity, etc.etc. To wszystko spisek. Teorie istniały po to, aby ułatwić zrozumienie pewnych rzeczy, a im prostsza i bardziej wiarygodna teoria, tym lepsza. Teorię z płaską Ziemią już przerabialiśmy. A dowody nie są ani proste, ani łatwe, ani możliwe do zbadania, ani sensowne. Ale zresztą, czemu ja o tym piszę? Prędzej czy później i tak powstanie więcej nowych, może nawet gorszych teorii, które przyciągną humanoidalne istoty teoretycznie myślące. I słowo "teoretycznie" pasuje tutaj idealnie.
Kończąc moją wypowiedź, która pod koniec zaczęła brzmieć jak ulubiona rozrywka człowieka od czasów prehistorycznych (narzekanie)- teorie spiskowe powstają i będą powstawać tak długo, jak ludzie nie będą ufni wobec siebie lub dopóki wszyscy nie umrą, zależnie co będzie wcześniej. Nie przeszkadzają one co prawda w życiu, a nawet więcej- dostarczają rozrwyki w postaci możliwości wyśmiania czyjejś głupoty i ponarzekania na idiotyzm współczesności, jednak z czasem mogą stać się irytujące. Po czym mogą odejść, tak jak natura kazała.
Teorie nie muszą mieć sensu, mogą komplikować proste rzeczy oraz wynosić niektóre aspekty życia do granicy absurdu, ale nadal będą istnieć. Ale kto wie- dzięki teoriom świat się rozwija. Nawet ludzka percepcja jest mocno ograniczona- nie widzimy na przykład czwartego wymiaru, mimo że matematycznie naprawdę istnieje, nie widzimy zdecydowanej większości fal, a tylko maluteńki fragment pomiędzy podczerwienią, a ultrafioletem - nasz mózg jest na to zwyczajnie za słaby i obojętny. Ale dlatego też warto tworzyć teorie, bo czego nie udowodnimy ani nawet nie wyobrazimy, to możemy opisać, wymyślić.
 I dlatego proponuje mieć to wszystko gdzieś i wrócić do marnowania swojego życia. I nie, wcale nie zapomniałem o napisaniu posta tylko dlatego, że wyszły nowe odcinki moich seriali, a w Overwatch' u trwa event.
>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<>¥<

здравствуйте!
Zdrastwujtie!

wtorek, 21 sierpnia 2018

2. Sorki Stachu, ale nie mogę się z Tobą napić- armia feministek czyha, aby nazwać mnie szowinistyczną świnią.


><><><><><><><><><><><><><><><><><
Jak każdy pewnie już zauważył, obecny, zeuropeizowany świat działa na paru podstawowych moralnych zasadach. Po pierwsze nikogo nie zabijamy. Po drugie kochamy zwierzęta i przyrodę. Po trzecie mamy wolność słowa. Po czwarte szanujemy wolność drugiego człowieka. Po piąte rozumiemy odmienność innych ludzi. Po szóste JESTEŚMY TOLERANCYJNI. Coś jeszcze? A no tak, mniejszości mają większe prawa i mogą nie przestrzegać żadnej z powyższych zasad. Chwila, co?
Możliwe, że narażam się na ryzyko podając takie stwierdzenie (MERKEL- ALWAYS ON, ALWAYS WATCHING) ale to nie jedyna rzecz, za którą z chęcią wrzuciliby mnie do więzienia. Ale lepiej pomińmy ten temat. Wracając, w społeczeństwie europejskim (w tym także teoretycznie polskim, jednak wolałbym abyśmy rozpatrywali raczej inne kraje Europy) wszelkie przejawy nietolerancji zmian są postrzegane jako najgorsze z najgorszych i porównywane do mordowania dzieci. Lub nawet małych kotków. W każdym razie, bycie publicznie naprzeciw mniejszościom takim jak zawsze spokojnym i szanującym zdanie innych weganom, szanownym homoseksualistom, biednym i pracowitym afroamerykaninom oraz życzliwym uchodźcom, czy praworządnym feministkom kończy się dyshonorem całej rodziny i obsmarowaniem na łamach gazet i niemiłymi komentarzami przeczytanymi przez uśmiechniętą Panią lub Pana z ekraniku w porannych wiadomościach BBC World News, aby każdy na świecie mógł z niezadowoleniem cmoknąć ustami i powiedzieć parę kolejnych obelżywych słów w waszym kierunku, mieszając wasze zdanie z błotem. Innymisłowy, żyjemy w erze, gdzie własne zdanie może mieć ten, kto go nie ma. Znaczy, może je ogólnie posiadać, nie zrozumcie mnie źle. Ale jeśli tylko należy do którejś ze stron. Lub nie powie go na głos.
Przykładowa sytuacja; wyobraźcie sobie takiego... Dajmy to na przykład Adama. Adam ma kolegę- Stanisława. Stanisław jest bardzo nudną osobą, nie ma żadnych pasji, żadnego zdania, niczego. Adam za to jest dosyć głośną osobą i ma żonę. I to nim się zajmiemy. Wszyscy mieszkają we Francji. Stanisław regularnie zaprasza Adama do pubu w soboty. Żona Adama raz powiedziała przypadkowo o tym swoim koleżankom z pracy oraz że wolałaby, aby wracał szybciej do domu. W sobotę przed spotkaniem Adam wesoło idąc na jego miejsce został pobity przez tabun zamaskowanych kobiet (jedną nawet z różowym kijem)*, krzyczących hasła na temat picia i zaniedbywania żon. Stachu zawiózł go spowrotem do domu. Adam i jego żona zgłaszają to na policję. Tydzień później Adam czyta w gazecie o "Niemoralnym pijaku, który pobił kobiety próbujące chronić przed nim jego żonę". Wygląda przez okno, a jego samochód jest zniszczony, a ktoś namalował na nim sporo obraźliwych słów. Adam płacze. Jego żona płacze. Stanisław zresztą też płacze. Ze śmiechu.
Może sytuacja przesadzona, ale sądzę, że dobrze obrazuje omawiany problem. Podobnie oczywiście dzieje się z innymi rzeczami. Największym paradoksem jest, gdy afroamerykańskoskóra (kolor ciemniejszy od brązowego) feministka toczy zacięty spór nawzajem wyzywając się z homoseksualistycznym weganinem. Zastanawia mnie, jakby na to zareagowały gazety i społeczeństwo? A jak rząd? A gdyby spór był tak poważny, że skończyłby się dopiero na czyjejś śmierci? Przecież nie można zamknąć żadnego z nich za wyrażanie swoich poglądów głośno. Przecież byłoby to nietolerancyjne.
><><><><><><><><><><><><><><><><><
Taki króciutki. Mógłbym pisać dłużej, ale szczerze to nie wiem, czy byłby tego sens~> kolejny post tym razem bedzie w piątek/sobotę na 100% ;-)

Sayõnara!
*Leciał TEN odcinek Rancza i tak jakoś nie mogłem się powstrzymać aby tego nie umieścić

piątek, 10 sierpnia 2018

1. Dawaj więcej rzutek- muszę dokończyć swoją historię.


^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak powstają dobre historie? Jak twórcy książek, filmów czy gier wpadają na pomysły rzeczy porywających całe rzesze?
Nie? Nic dziwnego, z natury wolimy tylko oglądać czyjeś dzieło i bezceremonialnie je krytykować, porównując jego poszczególne elementy do kolejnych części ciała używając wielu, niekiedy niecenzuralnych, epitetów.
A jeśli jednak tak? Założę się, że właśnie wtedy próbowaliście coś wymyślić, ale wygląd waszych wypocin przypominał coś na wzór historii Ugandy- nawet jeśli stwierdzi się, że istnieje, to i tak nikogo to nie będzie obchodziło, a dziury fabularnej nie wypełniłby cały Adriatyk.
Załóżmy jednak, że zaczynamy się nad tym głębiej zastanawiać. I tak, zanużając się to w co kolejne warstwy tajemnej twórczej natury i analizując każdy pomniejszy fragment dochodzimy do jednego wniosku- co, na imię Spielberga, jest tam niby skomplikowanego?!
Ostatecznie nawet największe, najbardziej znane historie, zawierają ogromne dziury fabularne i powielają już od wieków znane schematy. Prawda, zdarzają się i te oryginalne, wyjątkowe, którym udało się zdobyć popularność- nawet jeśli należą do zdecydowanej mniejszości- ale i one ulegają wielu problemom. I tutaj rodzi się pytanie: co sprawiło, że ta mieszanina losowych zdarzeń połączonych na prędce nitką dentystyczną stała się fenomenem skali światowej?
W tej chwili pewnie część ludzi zaczęłoby groźnie patrzeć w swoje ekrany i wykrzywiać twarze w grymasie zniesmaczenia, mając w umyśle różne obraźliwe słowa. "Niektóre filmy są lepsze niż to!", "Kłamiesz! Jest wiele idealnych książek!", "W grach sami czasami tworzymy  zaawansowaną historię!". Coś w tym stylu.
I w tym momencie musiałbym przyznać im rację.  Jako fan najróżniejszych tytułów filmów, seriali, książek czy gier mam swoje ulubione serie i bez najmniejszego zastanowienia zacząłbym się z kimś zażarcie kłócić, jeśli chociażby chciał obrazić któreś z nich. Ale nie w tym rzecz. Weźmy na przykład tytuły pewnie każdemu znane, bardziej lub mniej lubiane- Gwiezdne Wojny (wszystkie filmy) i Harry Potter (cała seria książek).  *
Zaczynając od Star Wars- kolejność wychodzenia serii (4- 6, 1- 3, 7, 3.5, 8) jest już lekkim uzmysłowieniem jego problemu. W pierwszej serii mamy do czynienia z wyrwanym z kontekstu światem i jedną wielką tajemnicą spowodowaną nieznajomością tego świata przez nas. Świetne efekty specjalne, dobra gra aktorska, tajemniczy, kosmiczny klimat i akcja za akcją- normalnie cudo. Ale gdy ułożymy sobie plan wydarzeń i realny czas, który tam minął okaże się, że jest to dosyć... Krótkie. Puste. Bez większego sensu, a Darth Father to niezdecydowany koleś z problemami. Chcąc uzupełnić przeszłość bohaterów i wyjaśnić wątki wzięte z czystej imaginacji, mamy prequel- który wyjaśnia tyle samo, co dodaje zagadek i dziur. Okazuje się, że Ciemny Papa to koleś z problemami osobowości, który woli ufać praktycznie obcym osobom niż swoim najbliższym, na świecie jest od groma różnych ras, które i tak nie mają praktycznie żadnej realnej siły, którą posiadają ludzie, a ktoś wydał mnóstwo hajsu na klony, których jedyną lepszą tak naprawdę rzeczą było to, że nie potrzebowały statku- matki, aby siać zniszczenie. Znaczy, jak już trafią w cel. No i oczywiście mamy kontynuację, ostatnią serię... 1. Odgrzejmy kotleta, 2. Uzupełnijmy historię, o której zapomnieliśmy, 3. Walić wszystko- zwroty akcji!
Star Wars w całej swojej krasie jest wyjątkowo "pustą" serią. Ale wierzcie mi lub nie, nie ma szans, abym to obrażał, nie, nie- osobiście jestem małym fanem. Dlatego boli mnie to, że się w to zagłębiłem, bo w moich oczach ten nieskazitelnie świetny tytuł, który oglądałem z zapartym tchem i gałkami ocznymi trzymanymi na rękach, stał się wielką techniczną dziurą. A serie poboczne i animacje niekiedy niestety sprawiają, że mam ochotę wyjąć swój telewizor i wrzucić go do kuwety mojego kota.
Z książkami natomiast jest lepiej. Harry Potter, seria zapoczątkowana w najgorszym etapie życia jej autorki, gdzie większość ludzi w takim momencie skacze z mostu na bungie bez bungie. Przyznam się, że można kiedyś było mnie uznać za Potterhead (chociaż obecnie moja pamięć stwierdziła, że dobrze będzie wyrzucić każde niepotrzebne informacje). Ten tytuł jest akurat wyjątkowo dopracowany- tony informacji pobocznych podanych przez autorkę, ukazanie dalekiej przyszłości (i w tym zabawa w "Powrót do Przyszłości" wersja Harry Potter) oraz miliony historii pisanych przez fanów... No właśnie. Świat Harry'ego Pottera rozrósł się bardzo, tak bardzo, że powoli zaczyna zanikać granica tego, co jest oryginalne, a co wymyślone przez fanów.  Oczywiście, można sie odwołać, że o to chodzi w historiach- aby pisał je każdy. No i w sumie to byłaby moja puenta na koniec- nieważne, że historie nie są dopracowane, bo i tak najlepsze w tym wszystkim jest myślenie o nich samemu.
Ale to za chwilę. Teraz czas na gry.
Odrzucając takie serie jak Mario, gdzie fabuła jest tak skomplikowana jak myśli pracownika fabryki papieru, zostają nam bardzo ciekawe tytuły. Dajmy dla przykładu Metal Gear Solid, lore Overwatch, Dishonored, The Elder Scrolls, czy może Heavy Rain i Five Nights at Freddy's. Teoretycznie fajne, bardziej lub mniej dokończone historie. Ale tak naprawdę- wszystko, co ważne i co twórcy chcą, abyśmy widzieli, jest podane. Gry ograniczają historię i rozwój świata tak, jak tylko mogą. I szczerze to dobrze- fajnie jest, gdy gry trochę nam namieszają w głowie, ale zdecydowanie nie gdy historia zostaje niewyjaśniona i niedokończona. "Gamerskie" podejście nie wzięło swojej nazwy z niczego- gracz grę chce przejść, zakończyć dany wątek i najwyżej czekać na kolejny. Dlatego światy się zamyka na danej płaszczyźnie, nie uzupełniając żadnej z dziur fabularnych- bo prawdziwi fani serii i tak to zrobią za twórców.
Podsumowując- historii się nie kończy. Dlaczego? Aby były ciekawsze. Tak jak z serem, im bardziej dziurawa historia, tym lepszą może się stać. Ale nie można z tym przesadzić, bo ten nasz ser zamiast być lepszy, zupełnie się rozpadnie i nikt nie będzie chciał go zbierać z ziemi, aby spróbować jak może smakować z własnymi przyprawami.
Osobiście bardzo lubię motyw "tajemniczości" w twórczości. Problem w tym, że zaczął mnie tam nudzić jeden, powtarzający się, stały motyw- utrata pamięci. Nie masz pomysłu, co zrobić aby twoja historia była ciekawa i tajemnicza? Proste, usuń pamięć głównemu bohaterowi. Bam! Sukces murowany, o ile tylko twoje kolejne strzały będą celne. Co tam dodać... Jak ma wyglądać główny bohater? Zobaczmy.... Chłopak. Biedna rodzina. Nie, nie, chwila. Martwa rodzina. Tak! Teraz mamy motyw zemsty! Co dalej... Bohaterowie poboczni- Ktoś mądry, jest. Ten zabawny koleś, co w horrorach zawsze umiera jako pierwszy, jest. Teraz tylko powtórzmy motywy z literatury, trochę pomieszajmy różne postacie z innych dzieł i już. Mamy hit!
Oczywiście żartuję. Aby stworzyć wybitną historię trzeba mieć bardzo dobry pomysł na świat i jakiś dobry start. Ale nie oszukujmy się- przypadek jest czymś, co tak naprawdę o wszystkim decyduje. James Bond nie byłby Jamesem Bondem, gdyby główni źli bohaterowie nie byli typowymi zbirami (co zresztą się dzieje i- za przeproszeniem dla Daniela- James Bond przypomina bardziej małą dziewczynkę bawiącą się w dom, gdy jej starszy brat przychodzi jej to popsuć, bo ma traumatyczne przeżycia ze swoją stopą i klockiem Lego). Harry Potter nie byłby sławny, gdyby Ten-Który-Nosa-Nie-Ma nie byłby typowym, bezuczuciowym tyranem. Tak naprawdę źli bohaterowie mają być jak Bowser z Mariana, najwyżej z bardziej rozwiniętą historią, dlaczego tacy są. Może teraz coś z innej beczki, gdzie nie ma całkowicie złych osób- Charlie i Fabryka Czekolady. Tak naprawdę film nie miałby sensu, gdyby dzieci nie miały charakterów odpowiadających 7 Grzechom Głównym. Schematy są wyznacznikiem tego, co nam się podoba, co podoba się ludziom. A szczęściem dobieramy tylko, które mają się w naszej historii znaleźć. Wyjątkiem jest Batman. Ale Batman to Batman.
A teraz przepraszam, ale umówiłem się ze znajomym na partię dartów. Będziemy ustalać, czy jego kolejna historia będzie o psach, pączkach czy o samoświadomych, superinteligentych, wielowymiarowych kosmicznych kostach rubika.


*jakby spoilery- zakładam jednak, że poruszając się w internecie ciężko jest ich uniknąć
Ciao~!
^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^

niedziela, 5 sierpnia 2018

Zapowiedź

Hej!
 Bez owijania w bawełnę czy inną tkaninę na temat tematyki bloga, która do oczywistych raczej nie należy. No chyba że ktoś rzeczywiście miał nadzieję, że posiadam jakąś tajemną moc niszczenia umysłów. Nie, na dyktatora się nie nadaję, przykro mi, mogę co najwyżej napisać parę głupich tekstów czy próbować przekonać kogoś, że Komunizm to Jedyna Słuszna Ideologia. Jeśli umiecie czytać mniejsze literki, a zakładam, że inaczej byście się tu nie znaleźli, to temat został tam określony- felietony i co to jest.
Teraz inny rodzaj pytania, które powinno zostać zadane: Czy jestem zabawny? Prawdopodobnie, może już prędzej śmieszny. Dla porównania, osoby zabawne to te, z którymi z chęcią przebywacie i nie wstydzicie się przedstawić ich swoim rodzinom. Natomiast osoby śmieszne to te, które z chęcią weźmiecie na jakąś imprezę lub spotkacie się z nimi przy kawie czy piwie, ale za nic w świecie nie pragnęlibyście przebywać z nimi dłużej niż tydzień, bo wasze mózgi zamieniłyby się w różową, kupo-podobną papkę, a wasze poczucie humoru ucierpiałoby na tyle, abyście śmieli się z dziwnie ułożonych psich ekskrementów. Innymisłowy, osoby zabawne to Czesi, a śmieszne to Amerykanie.
Co do postów i ich długości: zamierzam pisać regularnie, długie posty, które rozbawią nawet najbardziej zatwardziałego konesera.... Albo przynajmniej chciałbym tak powiedzieć. Co prawda będę się starał o jak największą regularność postów oraz nie za krótką ich długość (nawet jeśli będzie się to komuś nie podobać, haters gonna hate, makers gonna make), a co do humoru... No cóż, kto będzie to lubił ten będzie i tyle. Tak jak powiedziałem, jestem raczej śmieszny niż zabawny, więc czytanie wypocin jakiegoś kolesia z zaburzeniami, nazywającego siebie bogiem raczej nie będzie należeć do czyjejś codziennej rutyny.
No, to tyle ode mnie. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłem i nie zanudzę, a moje poczucie humoru pozwoli komuś uśmiechnąć się pod nosem i powiedzieć sobie "Tak, tego mi było trzeba".
See ya!

Na zachętę- możliwe tytuły kolejnych postów:
1. Dawaj więcej rzutek- muszę dokończyć swoją historię.
2. Sorki Stachu, ale nie mogę się z Tobą napić- armia feministek czyha, aby nazwać mnie szowinistyczną świnią.
3. A gdyby tak Ziemia była sześcianem foremnym....
4. Panie Trump, Panie Putin, Panie Un- oto Pańskie herbatki i guzik atomowy.
5. Pomocy!!! Goni mnie słodka dziewczynka w ubraniach z falbankami!!!